30 sekund między życiem a śmiercią

Brak komentarzy
W województwie dolnośląskim jest 1460 przejazdów kolejowo-drogowych. W tym roku (do końca października) doszło do 8 kolizji i wypadków, w których zginęły 4 osoby. Przyczyną wszystkich tych zdarzeń była nieostrożność kierowców i ignorowanie sygnalizacji lub rogatek.

Dlaczego tak się dzieje, że na przejazdach giną ludzie? Bo ignorują znak STOP, bo wjeżdżają na przejazd pomimo włączonej sygnalizacji ostrzegawczej, bo omijają zamknięte już rogatki, bo myślą, że zdążą jeszcze „przeskoczyć” przed zbliżającym się pociągiem.

fot. Wojciech Głodek
Wielu kierowcom pamiętającym, jak hamuje ich samochód, trudno jest sobie wyobrazić, że w wypadku pociągu ta droga jest kilkunastokrotnie dłuższa. "Średni" pociąg towarowy potrzebuje, aby się zatrzymać, nawet półtora kilometra. Siłę, z jaką taki pociąg uderzy w samochód na torach, można porównać z siłą, z jaką samochód osobowy uderzy w puszkę po piwie. Wyobraźmy sobie puszkę po piwie przejechaną przez samochód. Tak samo będzie wyglądać samochód, który dostanie się pod lokomotywę.

Kampania "Bezpieczny przejazd" rozpoczęła się w 2005 roku. W ciągu 12 lat PKP Polskie Linie Kolejowe organizowały spotkania z młodzieżą, happeningi na przejazdach kolejowych, symulacje wypadków. W tym roku organizatorzy kampanii starają się dotrzeć do instruktorów nauki jazdy. – Przedstawiamy instruktorom nie tylko wiedzę z zakresu bezpieczeństwa na przejazdach kolejowo-drogowych, ale także wyposażamy ich w materiały, które ułatwiają edukację kursantów. Spotkania są dla nas okazją do przekazania, ale i do zdobycia wiedzy, co jeszcze możemy zrobić, by kierowcy byli bezpieczni na przejazdach kolejowo-drogowych. Wspólnie możemy usunąć śmierć z przejazdów – mówi Włodzimierz Kiełczyński, dyrektor Biura Bezpieczeństwa PKP Polskich Linii Kolejowych S.A.

W ostatni poniedziałek mieliśmy okazję uczestniczyć w takich warsztatach we Wrocławiu. Było to jedno ze spotkań z instruktorami nauki jazdy z województwa dolnośląskiego. Jak podkreślają instruktorzy, którzy brali już udział w warsztatach, największe wrażenie na kursantach robią filmy z wypadków na przejazdach kolejowo-drogowych. To ważna część prezentacji kolejarzy, która może powstrzymać przed pochopnymi decyzjami i brawurą grożącą utratą zdrowia i życia.



Jak opowiada Włodzimierz Kiełczyński, jedną z najczęstszych przyczyn wypadków na przejazdach jest ignorowanie znaku "stop" – Stamtąd, gdzie mieszkam, aby pojechać do mojej teściowej, muszę przejechać cztery razy przejazd kolejowo-drogowy. Każdy z tych przejazdów jest strzeżony znakami. Ruch kolejowy jest niewielki, bo około 10 pociągów w dobie. Za każdym razem się zatrzymuję. Kiedyś pojechałem z jednym kolegą i on mówi - po co się tu zatrzymujesz, przecież Ty wiesz, jak te pociągi tu jeżdżą.

We Wrocławiu są w tej chwili 62 przejazdy kolejowo-drogowe, a na całym Dolnym Śląsku aż 1460. Przejazdem, na którym następuje najwięcej niebezpiecznych sytuacji, jest przejazd we Wrocławiu Leśnicy. Jak powiedzieli nam pracownicy Kolei Dolnośląskich, nie ma drugiego takiego na dolnośląskiej sieci kolejowej, gdzie maszyniści muszą tak często reagować na niebezpieczne zdarzenia z udziałem kierowców. Samochody między zamkniętymi rogatkami pojawiają się tam niemal codziennie, na razie na szczęście nie doszło do żadnego poważnego zdarzenia. Głównie dzięki temu, że przejazd znajduje się tuż za stacją kolejową Wrocław Leśnica, a więc pociągi nie jadą z pełną prędkością i jest czas na reakcję.

Inspektor Marcin Żywiołek z Komendy Głównej Straży Ochrony Kolei potwierdza, że w związku z nagminnymi zdarzeniami na przejeździe kolejowym w km 14.097 na szlaku Wrocław Leśnica – Miękinia, linia kolejowa nr 275 (ul. Średzka we Wrocławiu) dotyczącymi łamania przepisów ruchu drogowego przez kierowców, Komenda Regionalna SOK we Wrocławiu od ponad roku prowadzi działania prewencyjne. W akcję zaangażowani są również funkcjonariusze Policji z Wydziału Ruchu Drogowego we Wrocławiu. Działania w ramach akcji „Bezpieczny piątek – szlaban na ryzyko” prowadzone są w każdy piątek z Policją, natomiast w pozostałe dni tygodnia również kierowane są patrole SOK na przejazdy kolejowe w miarę posiadanych sił i środków.

O tym, jak częste są to zdarzenia, może świadczyć historia, jak wydarzyła się we wtorek, 10 października. Gdy funkcjonariusze Straży Ochrony Kolei prowadzili działania w ramach kampanii „Bezpieczny Przejazd”, na przejazd kolejowy przy zamkniętych półrogatkach wjechała 24-letnia kobieta. Gdy została zatrzymana, okazało się, że nie posiadała żadnych dokumentów: dowodu osobistego, prawa jazdy i dowodu rejestracyjnego pojazdu. Funkcjonariusze SOK wezwali patrol policji. Zanim jednak policjanci zdążyli dojechać na miejsce, na przejazd kolejowy wjechał kolejny samochód osobowy omijając slalomem zamknięte półrogatki.

fot. archiwum PKP Polskie Linie Kolejowe

Gdy zaczynają migać czerwone światła sygnalizatora, oznacza to bezwzględny zakaz wjazdu na przejazd. Od tego momentu minie jeszcze 10 sekund, zanim zaczną zamykać się rogatki. Kolejne 10 sekund to czas, w jakim rogatki się zamkną. Ostatnie 10 sekund to czas bezpieczeństwa. 30 sekund od chwili, gdy zaczęły migać światła czerwone, na przejeździe może pojawić się pociąg.

W ciągu 10 sekund nikt z nas nie zdąży wysiąść z samochodu, a tyle może mieć czasu na ucieczkę, jeśli jego samochód zatrzyma się przed zamkniętą rogatką. Stąd - jak przypominają kolejarze - w takiej sytuacji należy działać od razu. Warto zdawać sobie sprawę, że każda rogatka jest tak skonstruowana, aby było ją łatwo wyłamać. Ma tak zwany "bezpiecznik drąga" - jest to plastikowy fragment, dodatkowo perforowany, aby w przypadku uderzenia w rogatkę złamanie nastąpiło dokładnie w miejscu przy napędzie, a cały drąg szlabanu odpadł i położył się na jezdni umożliwiając zjechanie z przejazdu w chwili zagrożenia.

Wszyscy jednak dobrze pamiętamy, że często zamiast tych 30 sekund na przejeździe czekamy nawet 2 lub 3 minuty. Dlaczego? Przejazd ma czujniki tak skonfigurowane, że najszybszy pociąg na danej trasie kolejowej przejedzie przez przejazd nie wcześniej niż po 30 sekundach. Jeśli więc jest to trasa przystosowana do prędkości 120 km/h na godzinę dla pociągów osobowych, a akurat będzie jechać pociąg towarowy z prędkością 40 km/h, to zamiast po 30 sekundach pojawi się on na przejeździe po 90 sekundach.

Otwieranie rogatek również trwa 30 sekund i nie wolno w tym czasie jeszcze wjeżdżać na przejazd kolejowy, mimo że rogatki już się podniosły. Dlaczego? Migające światło czerwone może oznaczać zarówno otwieranie się rogatek, jak i fakt, że kolejny pociąg zbliża się do przejazdu i w ciągu 10 sekund rogatki zaczną się znowu zamykać. To może brzmi jak fikcja, ale takie zdarzenie miało miejsce w 2007 roku.

Kierowca tira wjechał na przejazd po przejeździe pociągu towarowego gdy rogatki podniosły się do góry, a światło czerwone jeszcze się nie wyłączyło. Nie wyłączyło się dlatego, że sygnalizację włączył pociąg zbliżający się do przejazdu po drugim torze. W przejeżdżającego tira załadowanego belami papieru wjechał pociąg pośpieszny z Gdyni do Zielonej Góry. Siła uderzenia była tak wielka, że wykoleiło się sześć wagonów i lokomotywa. A wystarczyło poczekać zaledwie 30 sekund. Ważąca 80 ton lokomotywa została uniesiona w powietrze i rzucona na dach pierwszego wagonu. Zginął maszynista i pasażerka z pierwszego wagonu.

Czy tylko młodzi mężczyźni zachowują się za kierownicą brawurowo? W tym roku na zamknięte rogatki najechał kierowca, uderzył w bok pociągu i zbiegł z miejsca wypadku. Przejazd był monitorowany, więc policji udało się bardzo szybko ustalić sprawcę wypadku. Okazała się nim... kobieta w wieku 83 lat. Mniej szczęścia w podobnej sytuacji miał 24 letni chłopak. Uderzył w bok przejeżdżającego pociągu i przód jego samochodu dostał się między zestawy kołowe. Został pociągnięty 300 metrów dalej. Kierowcę przez 45 minut ratowano i próbowano wyciągnąć z pojazdu. Reanimacja niestety nie powiodła się.

✍ Wojciech Głodek

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz